Od Ofiary do Ocalonego – historia naszego Lidera, Stanisława / From Victim to Survivor — the story of Stanisław, our Leader

ocaleni.polska@gmail.com

scroll down for English

Nazywam się Stanisław Rychowiecki i pragnę podzielić się z wami moją historią przechodzenia z ze stanu ofiary molestowania do pozycji OCALONEGO.

/ My name is Stanisław Rychowiecki and I would like to share my story of transformation from a victim of clergy sexual abuse to a survivor.
36f77217eb3286125669f56658ce53cd

Abyście zrozumieli przez co musiałem przejść muszę zacząć od początku.

Urodziłem się w Warszawie w roku 1979. Moje dzieciństwo w niczym nie odbiegało od normy normalnych dzieciaków. Rodzina normalna, chodząca do kościoła. Po Pierwszej Komunii Świętej postanowiłem zostać ministrantem w swojej parafii. Tam poznałem największy swój autorytet ówczesnego proboszcza ks. Tadeusza. W ciągu 26 lat naszej znajomości był dla mnie kimś więcej niż dziadek czy nawet ojciec. Zawsze mogłem na niego liczyć. Skromny, mądry, wymagający od innych ale przede wszystkim od siebie. Bardzo lubiłem słuchać, kiedy opowiadał o swoim życiu, o swoim powołaniu. Wrócę jeszcze do momentu Pierwszej Komunii. Po kazaniu proboszcza już wtedy (mając 9 lat) postanowiłem zostać księdzem. I z tą myślą zgłosiłem się do parafii zapisując się do grona ministrantów. Moje postanowienie dojrzewało wraz ze mną. Ogromną rolę odegrał także Ojciec Święty Jan Paweł II. Jego nauczanie, życie wywarło na mnie ogromne wrażenie. Dla mnie osobiście te dwie osoby był filarami mojego powołania. Na początku lat 90 do parafii jako wikariusz został skierowany ks. Mateusz.

Proboszcz przydzielił mu funkcję opieki nad ministrantami. Już na pierwszej zbiórce można było odczuć że jest znawcą historii liturgii. Wiele można było się od niego nauczyć. Niestety, w roku 1993 doszło do pewnego wydarzenia, które dało o sobie znać ponad 20 lat później. Bardzo często bywałem na plebanii. Jako zaufany ministrant, księża prosili mnie żebym szedł opłacać rachunki na poczcie czy ewentualnie robić jakieś zakupy. Kiedy po mszy wieczornej Ks. Mateusz zaprosił mnie do siebie, myślałem, że będzie trzeba iść do sklepu. Niestety, cel wizyty był inny. Ks. Mateusz chciał mi pokazać jak radzić sobie z popędem seksualnym. Nie chcę wdawać się w szczegóły — chodzi o masturbację.

Kiedy po wszystkim wracałem do domu byłem oszołomiony. Wiedziałem że coś się stało, co nie miało prawa mieć miejsca, ale nawet nie wiedziałem jak to nazwać. Postanowiłem nic nikomu nie mówić i starałem się zapomnieć. Udało się. Minęła Podstawówka i Liceum, gdzieś tam w międzyczasie pojawiały się wspomnienia ale potrafiłem je uciszyć. Kiedy wstąpiłem do Seminarium postanowiłem że tamto wydarzenie nie będzie miało wpływu na moje życie. Starałem się nie wracać, jednak były momenty kiedy myśli stawały się natarczywe. Postanowiłem zatem jakoś zagłuszać je. Wyjeżdżałem nad morze na motocyklu na wschód słońca, albo w góry na oscypki. Zmęczenie fizyczne a jednocześnie podziwianie natury dawało pożądane efekty. Nie wiadomo kiedy ale postawa ciągłego uciekania stała się naturalnym wymiarem radzenia sobie z trudnościami.

Owe trudności nie były spowodowane natarczywością myśli ale  rozczarowaniem związanym z funkcjonowaniem Kościoła. Okazało się, że instytucja którą postrzegałem jako dziecko za idealną pełna jest obłudy. Ale potrafiłem powtarzać sobie, że księdzem nie jestem dla księży, ale dla ludzi. starałem się zatem służyć przede wszystkim ludziom. Kolejnym etapem w moim życiu były wybuchające skandale pedofilskie w Kościele. Kiedy w Ameryce kolejne ofiary molestowania zaczęły dochodzić swoich praw wszystko wydawało się być odległe. Tłumaczyłem sobie: to daleko od ciebie oraz ciebie to nie dotyczy. I tak było dobrze. Kolejne ofiary stawały się ocalonymi, a ja tym bardziej skrzętnie chroniłem siebie przed choćby dotknięciem swojego problemu. Jednak to szczęście było pozorne.

Przyszedł rok 2013 kiedy to jesienią wybuchła afera Tarchomińska. (Tarchomin to dzielnica Warszawy znajdująca się na terenie mojej diecezji Warszawsko-Praskiej). To wszystko już mnie przerosło. Poczułem jakby mnie ktoś od środka rozdzierał. Rana zaczęła krwawić, łzy samoistnie leciały z oczu. Zrozumiałem że to koniec uciekania. Pamiętam jak dziś myśl która mi towarzyszyła w tym momencie: Jeśli nie możesz być dalej księdzem skończ ze sobą. Po co masz dalej żyć? Tamtej nocy płakałem jak dzieciak. Rano obudziłem się i próbowałem jakoś pozbierać się. Trwało to kilka dni ale owocem była myśl: Stachu zostałeś zraniony ale to nie powód do rozpaczy. Musisz być silniejszy niż to zranienie. Zacząłem szukać w internecie jak sobie radzić z tymi trudnościami. Wtedy po raz pierwszy dowiedziałem się o terapii. Na przełomie roku 2013/14 podjąłem decyzję że muszę rozpocząć terapię. Doszedłem do obłędu – sutanna zamiast kojarzyć mi się z Bogiem postrzegana była jako symbol pedofila– a przecież sam w niej chodziłem. Zrozumiałem, że pierwszym krokiem do stanięcia na nogach będzie odwieszenie sutanny na „wieszaku czasu”.

Aby dobrze spełniać posługę kapłańską muszę najpierw ją zawiesić. Rozpocząłem procedurę przygotowania się do życia świeckiego. Musiałem zdobyć jakieś wykształcenie, bo przecież z wiedzą teologa nikt mnie nie zatrudni. Pierwsza myśl to rachunkowość. Rozpocząłem kurs korespondencyjny z księgowości. Całkiem dobrze mi to szło – wszak ukończyłem liceum ekonomiczne. Jednak czytając odpowiedzialności księgowego przestraszyłem stwierdziłem że nie jestem wstanie podjąć tego ryzyka. Zadałem sobie wówczas pytanie co robić. Potrzebuję szybkiego przekwalifikowania się. Dokonałem rozpoznania gdzie mógłbym pewnie znaleźć pracę, jakie są koszty wynajmu mieszkania i wszystko wskazywało na to że Poznań stanie się moim nowym domem. Przyszedł czerwiec 2014 roku. Ja nadal bez zawodu, ale psychicznie naładowany pozytywnie. Patrzyłem z nadzieją na przyszłość. Jakiś wewnętrzny głos mówił mi jasno i wyraźnie że dam radę.

Co kilka dni przeglądałem zapotrzebowanie na rynku pracy. Nagle doznałem olśnienia zobaczyłem że jest zapotrzebowanie na operatorów wózka widłowego. W sierpniu kiedy dostałem urlop zapisałem się na kurs. W przedostatnim tygodniu sierpnia wyjechałem do Poznania w celu szukania pracy oraz taniego mieszkania. Drugiego dnia poszukiwań zadzwonił telefon. To szef magazynu.

-Dzień dobry. Dzwonię z polecenia agencji pracy. Podobno szuka pan pracy jako operator wózka widłowego.

Potwierdziłem.

-Czy ma pan jakieś doświadczenie?

-Nie.

-To proszę przyjść jutro na 15 pod wskazany adres.

Pojechałem. Pokazałem co potrafię i zostałem przyjęty do pracy. Wróciłem do Poznania i zacząłem szukać mieszkania. Odpaliłem laptopa wszedłem w internet. Szukam. Oferty są ale drogo nagle patrzę 700 zł + prąd. Dzwonię – aktualne – umówiłem się na spotkanie. Biorę. Wszystko jednego dnia. W związku z tym że prace mam mieszkanie mam wróciłem do Warszawy aby przedstawić decyzje o odejściu kanclerzowi Kurii Warszawsko-Praskiej. Chciałem odejść definitywnie ale kanclerz wyszedł z propozycją urlopu. Zakomunikowałem że potrzebuję iść na terapię która może potrwać nawet 2 lata. Powiedział że porozmawia z biskupem i da mi odpowiedź.

Wyszedłem.Wiedziałem, że idę w nieznane, że może się nie udać zatem nie mogę za sobą palić mostów. Muszę myśleć racjonalnie. Wróciłem na plebanię i zacząłem się pakować. W międzyczasie postanowiłem, że rozpoczynam walkę z pedofilią w Kościele. Z tego zła, które doświadczyłem muszę wydobyć dobro. Znam Kościół od środka wiem jakimi kategoriami myśli, zatem mogę być brakującym ogniwem pomiędzy ofiarami molestowania a Kościołem. Poznałem ludzi z fundacji i zapowiedziałem, że chce się zaangażować w pomoc. Kilka dni po rozmowie zadzwonił Kanclerz kurii i powiadomił mnie, że biskup zgodził się na 2 lata urlopu i jednocześnie prosi, abym na piśmie dokonał zgłoszenia o molestowaniu w celu rozpoczęcia procesu kanonicznego przeciwko ks. Mateuszowi. Postanowiłem także pomóc Kościołowi w doprowadzeniu sprawy do końca nagłaśniając sprawę w mediach i tak w dniu 23 października ukazał się artykuł w Gazecie Wyborczej.To początek wojny o prawdę w Kościele. Chcę walczyć z opinią że Kościół jest zły, bo to nieprawda. Kościół ma problem, z którym nie umie sobie poradzić. Boi się że przyznając się do błędów utraci coś na wizerunku. A przecież prawda jest inna– gdyby Kościół podszedł w sposób odpowiedzialny i jednoznacznie tępił wypaczenia zyskałby w oczach wiernych i tych którzy nie wierzą. Jeszcze jedna rzecz, jaką chciałbym napisać. Nie wolno uciekać przed własnymi problemami, bo one powracają. Trzeba stawać w prawdzie. Dlatego nie bójmy się mówić. Ja odkąd zacząłem się przyznawać do swojej tragedii czułem, że pomału wyzwalam się, że odbijam się od dna. Teraz jestem na etapie odczuwania wielkiego szczęścia, że wyrzuciłem to, co przez tyle lat chowałem gdzieś w podświadomości. Walczmy o prawdę, bo tylko prawda czyni wolnymi. Nie skazujmy się na postawę ciągłej ofiary ale przechodźmy do stanu OCALONYCH. Życie jest piękne i dlatego szkoda przez nie przechodzić z opuszczoną głową.

OCALONY Stanisław Rychowiecki

——————————————————————————

My name is  Stanisław Rychowiecki and I would like to share my story of transformation from a victim of clergy sexual abuse to a survivor.

To help you realize what I have been through, I need you to learn this story from its very beginning.

I was born in 1979 in Warsaw. My childhood was no different from other kids’ who lived in ‘normal’ families. By normal family I mean a family that goes to church. After the First Communion, I decided that I wanted to become an altar server. This is where I met my greatest authority of that time – father Tadeusz. During 26 years of our acquaintanceship he was more than a grandfather or a father to me. I could count on him. Modest, wise, demanding from others, but most of all, from himself. I would love to listen to him speaking about his life and his calling. Coming back to my First Communion. After hearing the sermon of our rector, even though I was only 9 years old, I decided that one day I would become a priest. This is why I joined the group of altar boys. My decision was growing with me. Another decisive factor was the figure of John Paul II. I was greatly influenced by his words and the testimony of his life. These two figures were two pillars of my own calling. Back in the 90s, a new vicar joined our parish; his name was father Mateusz.

Our rector assigned him to take care over altar boys. At the very first meeting you could sense that he is specialized in the history of liturgy. You could have learned a lot from him. Unfortunately, back in 1993 he allowed an event which returned to me 20 years later. I used to come to a manse very often. As a trusted altar boy, I was asked by priests to help them with daily issues e.g. paying their bills at the post office or helping with groceries. When after the evening mass I was invited over by father Mateusz, I thought he needed my help with shopping. Unfortunately, the aim of this visit was different. Father Mateusz wanted to show me how to deal with sex drive. I don’t want to get into details. It was all about masturbation.

I was shocked when I was walking back home. The only thing I knew was that it shouldn’t have happened, but I wasn’t even able to call what “it” was. I decided to keep it quiet and try to forget it. And so I did. I graduated from a primary school, high school and I was bothered by flashbacks from time to time, but I managed to silence them. When I joined the seminary, I made a decision that I would not let that past event abuse my life and my decision. I tried very hard not to dwell on that subject, but my thoughts became more and more persistent. The only way was to stifle them. I would go to the seaside on my motorbike to watch the sunset or I would go to the mountains to buy some cheese. Physical exhaustion and nature admiration would calm me down. I didn’t even notice when such an attitude became my own way of dealing with problems.

My problems were not connected with my thoughts, but with my painful disillusionment with the Church. The institutuon which I perceived as ideal when I was a child turned out to be suffused in hipocrisy. I would repeat to myself over and over again that I became a priest to serve other people. But then, more and more clergy sexual abuse scandals were revealed. When victims in America won their battles and received compensations from parished it all appeared distant. I told myself: it is way too far away and it does not concern you. Denial was a way to cope. More victims have become survivors, but I was protecting myself from coming back to this subject. My happiness was a delusion.

In fall 2013 Tarachomin case was revealed. (Tarachomin is a district of Warsaw, and a part of my diocese of Warszawa-Praga). It was overwhelming. I felt was being ripped on the inside. My wound started to bleed, my eyes could not stop crying. My escaping was over. I remember my thougts at that time: If you cannot be a priest anymore, you should end this miserable life. What else can you live for? I cried like a child on that night. In the morning, I would wake up and try to pick myself up. It took days, but finally I began to think: Stachu, you were hurt, but this is not the end of the world. You need to be stronger than your pain. I began my research on how to cope with trauma. This is when I heard about a therapy for the first time. At the beginning of 2014, I decided that I need to start my healing. I have reached this point of mandess when I associated a cassock not with God, but with a pedophile. How ironic is that taking into consideration that I was wearing a cassock myself? I needed to take it off and put it on a “hanger of time”.

In order to be a good priest, I need to pause it for a while. I prepared myself to become a layman again. My education was not attractive on a job market. The first option was accounting. I enrolled in acoounting distance learning course. As I graduated from secondary school of economics I was doing really well. However, when I read more about accountant’s responsibilities, I realized I could not take that much risk. I asked myself what else I could do. A quick retraining- that was exactly what I needed. I researched job market, costs of living and rental; this is how Poznań was chosen to be my current city.   It was June 2014. I was unemployed, but full of hope. I saw my future in bright colors. My inner voice was telling me that I could make it.

I was going through job postings every couple of days. Fork Lift Truck Driver – that was in high demand! In August, during my official holidays, I enrolled in FLT course. In mid-August I visited Poznań in quest for a job and a non-expensive flat to rent. The phone rang on the second day of my hunt. It was a depot manager.

-Good morning.

-I am calling on work agency’s recommendation. I heard that you are looking for a job as a FLT driver.

I confirmed.

-Do you have any work  experience in the field?

-No.

-I would like to meet you tomorrow at 3 pm.

I went there. After I had showed them what I could do, I was accepted for this position. I came back to Poznań and started looking for a place to stay. This didn’t take long either — I only needed my laptop and the Internet. I was searching. One time offer – 700 zlotys plus hydro.  I called them — still available– so I arranged to check it. I decided to take it. It all happened during one day. Finally, I had a job and an accomodation so I was ready to go back to Warsaw and provide the chancellor of the curia of Warszawa-Praga with my resignation. I wanted to say goodbye for ever, but the chancellor offered me some time off. I informed him that I need a therapy, which may take even 2 years. He said he would talk to the bishop and that he would contact me again. I left.

I knew that I was going towards the unknown and maybe burning the bridges will be inevitable. I need to use my common sense. I came back to the manse and started to pack my things. In the meantime, I began a new battle — a battle with pedophilia in the Catholic Church. The evil that I experienced needs to be transformed into something good. I know the Church inside out, I understand their way of thinking, so I can become a missing link between the victims of abuse and the Church. I met people from this Foundation and I told them I want to help. Some days later, the chancellor called me and told me that the bishop agreed to my 2 years off. At the same time he asked me to report the fact of molestation in order to start canonical process agaist father Mateusz.  The Church needed my help in solving this case — I decided to come out in media. My story was published in Gazeta Wyborcza on October 23rd. This is the beginning of the war for the truth in Polish Catholic Church. The Church is not evil – the Church is experiencing the problem which needs to be addressed. The Church is afraid of admitting their guilt. If only the Church displayed more responsibility and explicitly condemned the abusers, it would clear its name in the eyes of the believers and the atheists. The last thing that I would like to mention. Please, do not try to escape from your problems. You need to confront the truth. Please, do not be afraid to be speak up. Since I have started talking about my trauma, I am gradually setting myself free, I am bouncing back. Currently, I can feel great happiness after releasing what I used to hide for so many years in my subconscious.  It is worth fighting for the truth; the truth sets us free. Do not let yourself remain a victim, become a SURVIVOR! Life is too beautiful to live it with our heads and eyes down.

SURVIVOR Stanisław Rychowiecki

translation: Daria Kikoła (dariakikola@gmail.com)

Ocaleni I Polish Survivors ocaleni.polska@gmail.com

5 uwag do wpisu “Od Ofiary do Ocalonego – historia naszego Lidera, Stanisława / From Victim to Survivor — the story of Stanisław, our Leader

  1. Kiedy to przeczytalam to sie poplakalam. Moze dlatego, ze przez rok mialam wlasnie z tym czlowiekiem religie. To ten człowiek przywrócił mi wiare w Boga, pokazal, ze to on jest najwazniejszy, a kosciol to tylko instytucja. Pamietam jak..chyba teraz to Pan Stanisław, wiele mowil o terapii i depresji. Sama takze dzieki jego nieswiadomej lecz skutecznej pomocy, wyszlam z tej choroby. Serce sie kroi ale i raduje, ze sobie radzi. Dla mnie Pan na zawsze pozostanie „księdzem mentorem” 🙂 zycze powodzenia w dalszym zyciu i realizacji.

    Polubienie

  2. Szok i łzy. Łzy i szok. Wściekłość i bezradność. Jakaś kanalia złamała życie bardzo dobremu człowiekowi. Nie raz słyszałam / czytałam o podobnych sytuacjach i byłam zbulwersowana, ale teraz dotknęło to osobę, która znam. Pochodzimy z tej samej Parafii, tam miałam możliwość widzenia ministranta Stasia, potem Stacha, Staszka i kleryka Stanisława . Mój syn też był ministrantem. Po przeczytaniu tego artykułu natychmiast zaczęłam sprawdzać w jakim okresie ks. Mateusz pracował w naszej Parafii. Na szczęście już go nie było. W naszej Parafii, kiedy nastąpił ten haniebny czyn molestowania pracowało 6 wikariuszy i Siostry Dominikanki . Czy nikt nie wiedział, nie widział jak postępuje Ks. Mateusz ? Nie zawiadomił władz zwierzchnich? A może woleli nie dostrzegać tego ? Każdy myślał o sobie, swojej karierze w Diecezji ? Co mówi teraz ich sumienie? Czy w dalszym ciągu będą milczeć ? Jakim Księżom zaufaliśmy? Najpierw zranił dziecko, a potem udzielał nam Komunii Św. ….
    Rozumiem Ks. Stanisława, że bał się komukolwiek o tym powiedzieć. W tamtym okresie , a i teraz zapewne też, ostracyzm zapewniony. Nikt w tamtej warszawskiej społeczności nie uwierzyłby dziecku. Każdy ministrant czuł się zaszczycony, jak mógł w jakiś sposób pomóc w Parafii czy Księżom. Pokolenie ministranta Staszka to było pokolenie uczone szacunku do osób konsekrowanych i tego samego oczekiwaliśmy, my opiekunowie dzieci, od Księży i Sióstr Zakonnych.
    Przeniosłam się do miejscowości 30 km od Warszawy i tam od 2004 r. (przez rok ) pełnił swoją pierwszą posługę kapłańską Ksiądz Stanisław. Człowiek prawy. To Ksiądz z powołania. Piękne kazania, urozmaicone pięknym śpiewem. O pierwszym doświadczeniu Ks. Stanisława w podwarszawskiej parafii przeczytać można w wywiadzie udzielonym Gazecie Wyborczej przez Księdza http://wyborcza.pl/duzyformat/1,141114,16845114,Ewangelia_wedlug_Mateusza.html
    ” Kościelny, brat Proboszcza „. Kościelny był najważniejszą osobą w tej parafii Parafii . Miejscowa ludność akceptowała ten układ i przymykała oczy na wszelkie nieprawidłowości. Z tego okresu zapamiętałam taka sytuację : Kolęda 2004 r. zaprosiłam Ks. Stanisława, ale tak się złożyło, że najpierw przyszedł Ks. Proboszcz, odmówił modlitwę i praktycznie chciała zaraz wychodzić , drętwa rozmowa, żadnego kontaktu. Mieszkanie nie poświęcone, śpieszył się , przy wyjściu tylko zaznaczył, abym Ks. Stanisławowi powiedziała, że ofiarę przekazałam Ks. Proboszczowi , … 5 min. i po wizycie. Kończył swój przydział kolędy. Po ok. 3 godzinach przyszedł Ks. Stanisław, zmęczony , ale obiecał przyjść i dotrzymała słowa. Był szczęśliwy, że z mieszkańcami , a zwłaszcza z dziećmi mógł rozmawiać w rodzinnej atmosferze. Po bardzo długich rozmowie postanowiliśmy odprowadzić Księdza na plebanię. Zobaczyliśmy wówczas w jakich dziurawych butach chodził. Nie narzekał. Nie miał pieniędzy na buty, a Kościelny ……
    Śledziłam, później na stronie Diecezji Warszawsko Praskiej, gdzie Ksiądz Stanisław pełni posługę. Była jeszcze jedna podwarszawska parafia i 2 warszawskie. Myślałam, że powołanie i oddanie Bogu zostało przez zwierzchników docenione. Po translokatach 2014 nie widziałam przy nazwisku Księdza Stanisława przydziału do Parafii. Pomyślałam wówczas, że został skierowany na dalsze studia do Watykanu, bo w moim odczuciu tego był godny.
    Parę dni temu zaczęłam ponownie szukać informacji o Księdzu Stanisławie . Tak trafiłam na stronę ocaleni.org.
    Ksiądz Stanisław czy Pan Stanisław i tak swoim życiem świadczyć będzie o wielkiej miłości do Boga.

    Polubienie

  3. To bardzo miłe że ludzie pamiętają. Chcę zapewnić że i ja noszę w sercu wszystkich których poznałem. U mnie wszystko się układa. I jestem szczęśliwy z podjętej decyzji. Tym bardziej odczuwam spełnienie ponieważ wiem że moje świadectwo stało się inspiracją do przerwania milczenia przez innych Ocalonych. Serdecznie pozdrawiam 🙂 Jak co to piszcie postaram się zawsze odpowiedzieć 🙂

    Polubienie

Dodaj komentarz